top of page

No dobrze, życie. Porozmawiajmy. Dzisiaj: O nienawiści. I dlaczego czasami okazuje się mądrzejszy, niż mogłoby się wydawać.

  • Autorenbild: Fräulein Kitty
    Fräulein Kitty
  • vor 3 Tagen
  • 1 Min. Lesezeit

Nienawidzić. Tak, powiedziałem to. Złe słowo na cztery litery.

Nie brzmi to przyjemnie. Nie brzmi to instagramowo.

Brzmi bardziej jak ciemna piwnica niż przytulne miejsce do relaksu i odnowy duszy.


Ale wiesz co? Nienawidziłem.

Nie z bezduszności. Ale z miłości.

Ponieważ coś było dla mnie ważne.

Ponieważ ktoś skrzywdził mnie, innych, mój świat.


Nienawidzę, gdy ludzie celowo coś niszczą.

Kiedy ktoś celowo dzieli, poniża, manipuluje.

Nienawidzę, gdy szacunek jest deptany, a godność traktowana jako ozdoba.

I nie, to mnie nie denerwuje.

To mnie budzi.


Ponieważ nienawiść nie zawsze jest przeciwieństwem miłości.

Może on jest jej tarczą.

Cichy alarm, gdy coś przekracza naszą granicę.

Wnętrze: Tak daleko – i ani kroku dalej.


Ludzie, którzy wiedzą, czego nienawidzą, często wiedzą również, co kochają.

Mają wartości. Postawa.

A czasem gniew w sercu –

nie dlatego, że są zepsute,

ale dlatego, że dokładnie wyczuwają, co jest nie w porządku.


Oczywiście, że nienawiść może niszczyć.

Kiedy je karmimy, dbamy o nie, robimy z niego zwierzątko domowe.

Ale całkowite stłumienie tego nie czyni nas lepszymi.

Po prostu oślepiające.

A niewidomi potykają się łatwiej –

zwłaszcza o sobie.


Więc tak: nienawidzę.

Od czasu do czasu.

Nie głośno. Nie stale. Ale szczerze.

I to jest dozwolone.


Ponieważ nie chodzi o to, czy mamy złe uczucia.

Chodzi o to, co z tym zrobimy.

Kompas? A może lochy?


Być może dojrzałość jest właśnie tym:

Nie brak cieni,

ale odwaga, by je znieść –

i słuchaj ich.


 
 
 
bottom of page